To stare i znane chyba wszystkim Polakom przysłowie ma wiele wspólnego z naszym (czytaj: Czerwonej Skarpety) przepisem na niepowtarzalny "Galicyjski kociołek". Niektórzy pewnie pomyślą, że szkoda było takiej pięknej niedzieli na gotowanie. Tymczasem Czerwona Skarpeta właśnie w ten dzień wybrała się na poszukiwanie składników do swojej potrawy. I zdziwią się Ci, którzy podejrzewają nas o niedzielną wyprawę do supermarketu (tak, tak - to nowy, raczej przykry zwyczaj spędzania wolnego czasu przez sporą część społeczeństwa). My szukaliśmy naszych składników w terenie!
I tu mała zagadka - kto wie, gdzie to jest?
Na pierwszy ogień wrzucamy do kociołka całkiem przyjemny widok, który nam się ukazuje po zdobyciu niewielkiego podejścia. W oddali majaczy sylwetka Babiej Góry, a u stóp przepaść! No bez przesady, powiedzmy- średniej wielkości przepaść :). Wszystko skąpane w blasku ciepłego, wiosennego słońca.
Dorzucamy szczyptę tajemniczości - co to jest?
Idąc zaśnieżoną dróżką zauważamy kamienno-ceglasty komin, który wzbudza w nas sporą ciekawość.
Zmierzając w wiadomym już kierunku zwracamy uwagę na ślady zająca na śniegu. A może to Wielkanocny zajączek pomylił terminy?
Dalej z zarośli wylatuje para sójek. Już wiemy, że to Wiosna nieśmiało zaczyna swoje harce po okolicy. Przed chwilą musnęła słońcem gałązkę, na której natychmiast zakwitły bazie.
Ciepłym wiatrem strącała śnieg z uśpionych roślin, jakby chciała powiedzieć - jestem, już czas na przebudzenie.
Ale uwaga, teraz musimy do naszego kociołka dodać najważniejszy składnik, dzięki któremu potrawa nabierze niepowtarzalnego smaku i aromatu - dodajemy szczyptę dobrego nastroju. To pozwoli nam przez cały tydzień wspominać piękne, niedzielne popołudnie.
Poniżej kilka dowodów na to, że warto poszukać składników do swojego kociołka, aby był wyjątkowy i niezapomniany.
Miejsce, które odwiedziliśmy i polecamy wszystkim, którzy pragną odpocząć od miejskiego zgiełku, to Uroczysko Tyniec. Aby tam dojechać kierujemy się z Krakowa ulicą Tyniecką, później odbijamy w lewo, w ulicę Bogucianka, aby po chwili skręcić znowu w lewo w ulicę Juranda ze Spychowa, którą docieramy do tablicy informującej o celu podróży.