niedziela, 18 listopada 2012

Cudze chwalimy, czyli kilka zdań o sympatycznym staruszku.


   O tym, że cudze chwalimy a swego nie znamy napisano całe tony  i aż dziw bierze, że żadna z organizacji zielonych jeszcze nie protestuje, że tyle drzew poszło na marne. Wyprzedzając ewentualne uderzenie, decyduję się dodać kilka zdań od siebie w powyższej kwestii, ale na „elektronicznym papierze” wykorzystując prawdopodobnie energię odnawialną.
  Po 44. latach swabody, Dziadek Mróz wraz ze swoją armią kilkudziesięciu tysięcy pomocników opuścił nasz niereformowany kraj i powrócił do swojego rodzinnego Wielkiego Ustiuga. Radości było co niemiara. Poczciwa starowinka zostawiła nam w pożegnalnym prezencie tony złomu oraz hektolitry paliw sprytnie schowane pod ściółką w laskach co przy każdej bazie rosną – ech, taki kawalarz. I można było się spodziewać, że wszystko wróci do normy, że wyjdzie z podziemia nasz  Święty Mikołaj - biskup, internowany do naszych serc przez Dziadka Mroza. Za piękne, żeby było prawdziwe. Zgodnie z Prawem Murphy’ego, jeżeli coś się może nie udać – nie uda się na pewno i tak też w tym przypadku się stało.

  Zamiast biskupa, pojawił się równie sympatyczny co Dziadek Mróz starszy jegomość w czerwonym kubraczku, twarzowych gumiaczkach i pięknej czerwonej czapce z pomponem. Przybył na czele kilkusettysięcznej armii marketingowców. Spadł na nas niespodziewanie z nieba w swoich latających saniach napędzanych reklamą a dla niepoznaki zaprzęgniętych w sympatyczne jak on sam renifery. Ten dość otyły staruszek potrafi wcisnąć się wszędzie. Komin, nawet ten wąski od gazowego ogrzewania, nie stanowi dla niego najmniejszego problemu, aby pojawić się w twoim domu już od 3-go Listopada.  Przy pomocy milusiego czerwononosego renifera, wesołych skrzatów i seksownych Śnieżynek, zagnieżdża się w naszych mózgach robiąc z nich marketingową papkę – „najlepszy prezent pod choinkę, to środek dezynfekujący twój tron, zero kamienia i 99,9% mniej bakterii”, „Nowy mop dla twojej partnerki, to najlepsze co możesz jej dać”, „dla twojego dziecka super piesek, skręcony przez inne dziecko co nie pamięta kiedy spało ostatnio 5 godzin na dobę”. Same cudności pod warunkiem, że masz gotówkę albo duży debet.
 W ciągu 23 lat, uśmiechnięty staruszek wraz z okręconymi wokół palca mediami zmienił Dzień Świętego Mikołaja w mikołajki, doprowadził do tego, że nasz poczciwy Święty Mikołaj – biskup został wyrzucony z naszych serc i umysłów. Dlaczego? Dlatego, że wywodzi się z chrześcijaństwa?  Dlatego że ma znak krzyża na Infule? Oczywiście -  nie wypada, żeby w sklepie symbole religijne się pojawiały, bo może kogoś to urazić. Ale czy przystrojona choinka, to nie symbol ? czy Boże Narodzenie, to nie symbol? Czy Dzień Świętego Mikołaja, to też nie symbol religijny?
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie ma szans, aby Święty Mikołaj – biskup, był choć w połowie tak popularny jak jego nędzna kopia sklonowana w każdym hipermarkecie, ale starajmy się naszym pociechom utrwalać ten nasz wizerunek Świętego Mikołaja – biskupa, aby swego znały - ja tak robię.

niedziela, 11 listopada 2012

"Pod Wawelem" - 200 metrów świętowania.

   Najbardziej w świętach narodowych lubię pochody,a szczególne te 11. listopadowe, ale żeby nie było tak całkiem kolorowo, to ostatnio lubię tylko pierwsze 200 metrów takiego pochodu.
Należy otwarcie napisać i głośno przeczytać, że my - Polacy, mamy czym się chwalić i z czego być dumni.
Historię mamy ponad tysiącletnią, więc uzbierało się trochę spraw i rzeczy, które warto pokazać, tym co po tym łez padole dopiero parę lat biegają.
Dlatego też wraz z moją połówką biorę za łapę i jedno i drugie i idziemy im pokazać to co warto, aby w ich sercach i rozumach na stałe zagościło.
Pokazujemy im ułanów na koniach, podhalańczyków z orlimi piórami, górników i hutników, policjantów, kombatantów, harcerki i harcerzy. Machamy chorągiewkami nawet tym, którzy tydzień temu tatusiowi blokadę na koło założyli. Bijemy brawo - nie plujemy jak to się zdążyło przyjąć w te narodowe święto, jako nowa świecka tradycja, kultywowana po tych 200 metrach żywego patriotyzmu. 

  I nie piszę tego jako zwolennik którejś z opcji, lecz jako Polak, który pragnie, aby ten dzień był obchodzony godnie poprzez rozpamiętywanie minionej historii i tych naszych bohaterów narodowych, dzięki którym w ogóle możemy świętować. I głośno jak to tylko można napisać mówię stanowcze NIE wszystkim błaznom, krzykaczom i ukrytej opcji, której zależy na tym, abyśmy przykładali sobie wzajemnie pięść do nosa - nie czas i miejsce !!!
Mam ogromną nadzieję, że za rok cały pochód pokaże moim ukochanym, a nie jedynie pierwsze 200 metrów.

niedziela, 4 listopada 2012

Święta, święta i... następne święta.

   Cieszyłem się, że 1-szy listopada wypadł w tym 2012 roku we czwartek. Wcale nie dlatego, że ten czwartek zapoczątkuje długi weekend, ale dlatego że po dwóch dniach świętowania przyjdą kolejne dwa dni, podczas których będę miał możliwość złapać trochę oddechu, ułożyć w głowie wszystkie te informację, które uzyskałem od ciotek, wujków i kuzynów spotkanych przy grobach naszych najbliższych. 
Liczyłem na to, że w sobotę i w niedzielę będę mógł leżeć do woli na łóżku u boku mojej połówki z ulubioną książką w ręku - że będę leżał, czytał i czekał, a może nawet i oglądał wieczorem to, co "darmowa" telewizja przygotowała ciekawego. Napisałem czekał ? Dobrze przeczytałeś drogi czytelniku - czekał.
Tylko na co ? 
Przez ostatnie dwa dni miałem czekać na poniedziałek, w który oficjalnie powinno rozpocząć się przygotowywanie, albo raczej urabianie konsumenta do następnych świąt. 
Już sobie wyobrażałem te witryny sklepów pełne kolorowych prezentów, śniegu z waty, reniferów z czerwonymi nosami (tak właściwie dlaczego mają czerwone nosy? Mam nadzieję, że nie jest to reniferowa grypa) no i oczywiście nie może zabraknąć poczciwego staruszka, w czarnych gumiaczkach, w czerwonym ubraniu i z czerwonym nosem mający tyle wspólnego ze Świętym Mikołajem co piernik z wiatrakiem.
No nieważne, ale tak pięknie miało być. Postanowiłem nawet, że zrobię kilka zdjęć, żeby wyłapać tych pierwszych w Krakowie, co choinkę ubiorą i zaczną świętować.
A tu co? W sobotę, kiedy jeszcze znicze nie zdążyły się wypalić, kiedy kwiaty na grobach nie zwiędły, kiedy ciocia z wujkiem  jeszcze nie wrócili do siebie do domu - podczas oglądania wieczornego show, w przerwie programu, widzę reklamę produktu, którego nazwy nie wspomnę (goście z marketingu Domestosa wiedzą o co mi chodzi), widzę ten wspaniały produkt na tle cudownie przybranej świątecznej choinki. Stało się, kolejne święta oficjalnie nadeszły. Moje plany wzięły w łeb. Nie będzie zdjęć - pozostało tylko napisać kilka zdań. 
Biegnę do całodobowego na zakupy. Wesołych Xmas !!!


czwartek, 1 listopada 2012

Miodek kruchy, miodek twardy...

  Dzisiejszy dzień nie tylko przyczynił się do zadumy nad tymi co odeszli, lecz sprowokował również do rozmyślań nad tym, dokąd podążamy.
Już wyjaśniam, o co mi chodzi.
W tym roku wyjątkowo rzucił mi się  w oczy widok straganów świątecznych. Oprócz tych, do których zdążyliśmy się przyzwyczaić w ramach krzewionej demokracji i wolnego handlu, a mianowicie straganów, gdzie można kupić kwiaty i znicze, wyrosły stoiska z "odpuściakami", oscypkami grillowanymi i lizakami "Kocham Cię". Szczerze mówiąc, a właściwie pisząc brakowało tylko karabinów, szczekających piesków i ... karuzeli, ale znając pomysłowość osób, którzy handlują tym badziewiem w przyszłym roku pojawi się dostosowany to charakteru świąt chiński asortyment - łopatki, lizaki "Tęsknię", miodki, które osłodzą nam stratę najbliższych, żeberka grillowane, a zamiast karuzeli - kolejka strachu.
I może przymknąłbym oko na pojedynczy stragan, ale w tym roku było ich więcej niż tych ze zniczami. Nawet harcerzy jakby było mniej.
I tak zastanawiam się, czy w naszym kraju nie ma już żadnej przyzwoitości, czy w ramach pogoni za kasą jesteśmy zdolni do łamania wszystkich zasad moralnych i etycznych ?
Czy ten kolorowy jarmark, ta hucpa musi być przez nas tolerowana ?
Dla każdego odwiedzającego lub raczej dla większości, groby, w których spoczywają nasi najbliżsi, są symbolem wewnętrznego bólu, bezpowrotnej straty. Ten cmentarz, to mauzoleum tragedii, czasami dziesiątek tysięcy tragedii. 
Stoimy nad grobem i w ciszy modlimy się: "wieczny odpoczynek racz im dać Panie...", niektórzy przez łzy mówią : Tęsknię za tobą... Tak mi źle bez Ciebie... - podnoszą oczy i co widzą za płotem? Miodek kruchy, miodek twardy.
  Mam nadzieję, że w przyszłym roku zamiast kupować miodek, kupimy u harcerza znicz i postawimy na zapomnianym grobie, wrzucimy grosz do puszki na hospicjum czy wspomożemy kwestujących na Cmentarz Łyczakowski we Lwowie.
Dbajmy o nasze zwyczaje, dbajmy o naszą kulturę - nie przerabiajmy wszystkiego na kasę.

  Zapewne wielu z was, a szczególnie ta młodsza część skwituje moje powyższe przemyślenia, że stary dziad czepia się i na jakimś forum obsmaruje mnie, że jestem pisowskim moherowym katolem, ale co mi tam. Pocieszam się tym, że ci którzy to zrobią, któregoś dnia dorosną i zauważą, że nie tędy droga - byleby nie było już za późno.





Harcerze wydają się być na straconych pozycjach.