niedziela, 3 listopada 2013

A co po nas zostanie?

   Za poszarzałą od kurzu szybą, na biblioteczki półce, pomiędzy Nocami i Dniami Dąbrowskiej a Inwazją Heym'a leży zapomniana szkatułka. Na jej wieczku bogato zdobionym roślinnymi motywami widnieje napis: Na pamiątkę z Krakowa, a bok przyklejone wewnątrz zdobionego okręgu czarno-białe zdjęcie Teatru Słowackiego.



    Sięgam rękoma do wnętrza biblioteczki i wyciągam rzeźbione pudełko.
Energicznie zdmuchuję zalegającą na niej warstwę kurzu. Wzbite w powietrze drobinki pyłu zaczynają błyskać w promieniach słońca wpadających przez brudną okienną szybę, niczym magiczny proszek zapowiadający, że za chwilę stanie się coś wyjątkowego.
Siadam na starym, rozklekotanym krześle kładąc skrzyneczkę na kolanach. Przecieram ręką zakurzone pudełko, ale nie po to aby dokończyć jej odkurzane, ale raczej aby nawiązać jakieś połączenie, aby wysondować poprzez dotyk co się kryje w środku. Ostrożnie uchylam wieczko pudełka i jednocześnie z zaciekawienia przechylam głowę, aby jak najprędzej zobaczyć jej zawartość. Moim oczom ukazuje się napis niestarannie wyryty na brzegu wieczka, Kochanej Mamusi. 
    Po całkowitym otwarciu pudełka zawartość przestaje być tajemnicą. Znalazłam listy, pocztówki i zdjęcia. Wszystko jest bardzo stare, świadczy o tym kolor papieru i zapach. Ale jak bardzo stare? 

Jest pierwsza data - 20.12.1960. Zapisana na liście do rodziców. Zaczynam czytać szybko, pobieżnie, ale tylko dlatego, aby jak najszybciej zobaczyć następne listy.
Delikatnie otwieram kolejne koperty i wyciągam kolejne listy. Listy do rodziców i do dziadków. Listy od zakochanego mężczyzny. Listy od męża. Pojawiają się kolejne daty - 1959, 1962. 
Teraz już jestem pewna - znalazłam skarb, rodzinny skarb. Czyjeś kroki wytrącają mnie z ciszy, która mną zawładnęła podczas lektury. Chowam w pośpiechu listy do szkatułki, a ją do torby. Nic nikomu nie mówię o znalezisku.

Przede mną długa droga powrotna. Najpewniej wrócę do domu dopiero wieczorem i wtedy gdy wszyscy domownicy będą już spać, przeczytam wszystko dokładnie i zastanowię się, czy ten skarb można ujawnić czy też schować go dla następnych pokoleń...









P.S.
Po lekturze znalezionych listów, nasunęły mi się takie pytania: Co po nas zostanie? emaile, smsy?
Czy emotikony są w stanie oddać w pełni nasze uczucia? Ilu z nas pisze kartki świąteczne lub pozdrowienia z wakacji, a kto jeszcze pisze listy?







2 komentarze:

  1. No właśnie ... znak czasów ... Też mam do tej pory listy moich rodziców ... miłosne.... jakie piękne, romantyczne ... i mam swoje z nastoletniego okresu, kiedy pisało się do "listownych" przyjaciółek poznanych w gazetach dla dzieci typu "Diablik" ... to jest pamiątka... albo pamiętniki... mam kilka tomów, hahahaha.... a teraz ??? Po nas to chyba tylko blogi w sieci... hihihi... jeśli ich nikt nie usunie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie, jak ich nikt nie usunie i/lub nie wyłączy prądu. Czasy się zmieniają. A my zbyt mocno wierzymy w nieomylność i wieczność internetu. Cywilizacja oparta tylko na energii z baterii nigdy nie będzie trwała.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń